Czerwony marketing Patpongu.


Tajowie mają fantazję - nawet w takich prozaicznych sprawach jak Interior Design autobusu.
  
Od momentu kiedy w Laosie jak piłeczka ping-pongowa, zbliżałem się i oddalałem od granicy z Tajlandią, nie mogłem wyjść z podziwu dla wyobraźni mieszkańców "Krainy Uśmiechów". Po Chinach, w których niezmiennie panuje sumienna odtwórczośc, Wietnamie, w którym gdzie nie spojrzeć, innowacyjne przedmioty są nie tylko kiepskiej jakości, ale i zwyczajnym kiczem i Kambodży, w której ostatnio wymyślono coś nowego w Średniowieczu, przyszła pora na starcie z, w miarę, wolnomyślącymi Tajami. Po spędzeniu ponad pół roku w miejscach gdzie szóstoklasiści nie patentują co chwila nowych wynalazków ani złodzieje nie zaskarżają właścicieli mieszkania za uszkodzenie wytrychu, odkrycie na nowo, jak daleko może sięgnąć fantazja człowieka, było dla mnie malutkim szokiem kulturowym. Przejawy inwencji i mniej lub bardziej udanych aranżacji, widać nie tylko w zaciszu domowego ogródka, ale również na ulicy. Szczególnie gdy wejdzie się w jedną z wielu ulic czerwonych latarni w Bangkoku. Wiadomo, najstarszy zawód świata kierowany jest głównie dla najstarszych żyjących przedstawicieli wszystkich trzech płci świata. Ci, z kolei albo nie lubią albo, najzwyczajniej w świecie, nie mogą już chodzić. Dlatego, Tajowie wymyślili sobie ustawienie jednego kolorowego burdeliku na drugim. Tylko jak w takim miejscu sprawić by klient trafił właśnie do nas? A może wcale nie chodzi o ilość klientów tylko jakość? Oto kilka przykładów słodko-kwaśnego czerwonego marketingu po tajsku: 

GRUPA DOCELOWA

W charakterystycznych dla Azji uliczkach, gdzie jeden tego samego rodzaju biznes stoi zaraz obok drugiego, nie tylko klienci, ale wbrew pozorom, również usługodawcy mają wybór. Po co wzbogacać się na wakacjowiczu w sandałach i skarpetkach skoro można uderzyć w bardziej inteligentną, a do tego jeszcze w miarę jurną klientelę. A nóż-widelec, coś z tego będzie i bogaty, dobrze obracający akcjami i obligacjami biznesmen zostawi nawet swoje sandałki uroczej księżniczce z niskim przebiegiem mogącej dzięki niemu zapomnieć o swoim dzieciństwie kiedy będąc jedynym mężczyzną w rodzinnym gospodarstwie, kilka razy w roku przyszło jej ciężko popracować?


Za drugą stroną czerwonej kurtyny, czają się przebiegłe, mamasany, które rzuciły karierę w lidzę żeńskiej Muay Thai na rzecz używania swojego sangwinistycznego wdzięku osobistego przy wyciąganiu ostatnich bahtów skrzętnie schowanych gdzieś w zakamarchach przedziurawionych już dawno przez ulicznych naciągaczy kieszeni krótkich spodenek. Widząc jednoznaczność niektórych nazw i bardzo zagmatwaną wieloznaczność innych, śmiało można postawić tezę, że w Tajlandii, to nie tylko klient ma wybór. 

1. IQ PONIŻEJ 35, ŚREDNIA KONDYCJA FIZYCZNA



Naciągacz zaopiekuje się lepiej niż jakikolwiek opiekun. Zaprowadzi w dobre miejsca, na poczekaniu skroi właściwą ofertę. Niestety, czasem oprowadzi przy okazji po całej okolicy.



Można też dać się porwać "wolnym strzelcom". Wystarczy przejść obok i będzie jasne, że na autobus te panie raczej nie czekają.


Choć czasem, patrząc z bliska, można przeżyć małe zaskoczenie.

2. IQ MINIMUM 35, BARDZO SŁABA KONDYCJA FIZYCZNA LUB WYJĄTKOWE LENISTWO.


Prawie jak Super Market. Przynajmniej, nie trzeba długo szukać. 


Po poskładaniu literek, wiadomo co jest w środku, wiadomo, że jest otwartewiadomo jak trafić i czy trzeba się nachodzić. Wszystko czyste, przejrzyste i czytelne. BDB z plusem. 

3. IQ MINIMUM 55, ŚREDNIA KONDYCJA FIZYCZNA


Zwolennicy monarchii też znajdą coś dla siebie.


Nie trzeba być geniuszem żeby się domyśleć, że w środku nie znajduje się plac zabaw.


.... ani, że Hotmale to nie nazwa tajskiego fastfoodu.


Albo, że BB nie koniecznie musi oznaczać Bed and Breakfast.


Mimo, że Dick to bardzo ładne, staroangielskie imię z tradycjami, pierwsze skojarzenie i tak przeważnie jest jedno..... "My name is Dick, Dick Fact"


Skoro czarna  to chyba oczywiste, że nikt się w niej modlić nie będzie.

4. IQ MINIMUM 70, ŚREDNI KONDYCJA FIZYCZNA


Hiszpan(ski) w kameralnym gronie?


Po co dawać ogłoszenia do gazet, radia, na tablice? Tutaj za jednorazową opłatą, można bez problemu znaleźć współlokatora/współlokatorkę.


"Ten Obcy" był kiedyś lekturą szkolną. Moja polonistka pewnie by się zdziwiła po wejściu do tego "muzeum".


Gdyby Zygmunt mieszkał w Tajlandii, nie potrzebowałby całego życia na opisywanie swojej teorii. Wystarczyłoby kilka dni.

5. IQ MINIMUM 110, DOBRA KONDYCJA FIZYCZNA, ZAMIŁOWANIE DO JĘZYKÓW OBCYCH


W jednej z bocznych uliczek, nieco schowany znajduje się lokal o nazwie Juju. Po sprawdzeniu co w środku, nadal szukam w jakim egzotycznym języku Juju oznacza część ciała pomiędzy rzepkami a lędźwiami.


SZKOLENIA DLA KADR

Każdy zdaje sobie sprawę, że inwestowanie w kadry bardzo się opłaca. Podnosi możliwości zarobkowe i perspektywy firmy. Korzystają również pracownicy - dzięki wzbogaceniu CV o kilka(naście) darmowych kursów i szkoleń, mogą odejść do innej, lepiej płacącej firmy. Mając nową wiedzę, mogą też ruszyć z własnym biznesem. W Polsce, prym pod tym względem wiedzie obecnie Wojsko Polskie - jedna z niewielu firm, które ustrzegły się przed prywatyzacją. Nie dość, że oferuje wzbogazenie CV to jeszcze wcześniejsze emerytury. W Tajlandii również szkoli się pracowników. Jedną z najważniejszych umiejętności wydaje się być gaworzenie w języku obcym. Powstały nawet specjalne kursy "Angielski dla mamasanów/papasanów w 10 minut", oferujące podstawowe zwroty: fakin, śiałel, blołdżo, sek, flee loom, heppy auel, ewlyfin.

W jednej z uliczek ubrana w strój przypominający batmana pani chciała mnie naciągnąć na 900 baht (piwo gratis) za obejrzenie pokazu dawania klapsów. Klapsów nigdy nie lubiłem, za to próbująca przyjąć srogą minę pani rozśmieszyła mnie do łez. Musiałem uspokoić wybuch śmiechu na ulicy schodząc w pitstopa w postaci innej, ciaśnieszej uliczki. Okazało się, że wpadłem z deszczu pod rynnę znajdując się w Silom Soi - uliczce, na której kluby adresowane są do przedstawicieli mniejszości seksualnych. A, że podłapałem już Patpongowe poczucie humoru, zaczepiony pytaniem o masaż "Masaa sel?", bardzo się starałem wmieszać w tłum. Mnie wyszło jak wyszło, za to ubrani w spodenki od wuefu w stylu późnych lat 60-tych i ciasne podkoszulki chłopcy z Silom Soi, zaskoczyli mnie umiejętnościami językowymi, zdolnościami negocjacji i elastycznością oferty krojonej na poczekaniu. Na końcu, musiałem się szybko ewakuować bo, prawie przekonany, poczułem, że zbyt mocno wczułem się w rolę.

 DOBRE ZAOPATRZENIE


Gdyby klient chciał "zabłyszczeć".


Suweniry i witaminy na każdy dzień.

NIETYPOWE ROZWIĄZANIA


Albo stoliki albo parkiet - na dwa nie starczy miejsca. Ale przecież parkiet bezpośrednio zysku nie generuje. Jak tu zjeść jabłko i mieć jabłko? A, to proste! Parkiet na stolikach.


Ważne też by dopasować możliwości pracowników do planowanej oferty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz