Czy "Made in China" zawsze oznacza bubel?


Chiny to, obecnie, produkcja na olbrzymią skalę.
  
Od Duńczyka, którego poznałem w Karachi, gdy rozmawialiśmy na temat Chin, usłyszałem takie zdanie:

- Są jeszcze fajki za jednego juana, ale nie wiem czy to co do nich pakują to na pewno tytoń, więc nie polecam Ci ich.

No cóż.... palę te papierosy i muszę stwierdzić, że równie dobrze jak każde inne radzą sobie z moim głodem nikotynowym. Tak samo jak np. polskie Lucky Strike'i, pomagają mi się skoncentrować, dają poczucie odprężenia i..... szkodzą w takim samym stopniu, a w odróżenieniu od ukraińskich St George'ów, nie smakują jak trutka na szczury.


Najtańsze na rynku papierosy, do tej pory, mnie nie zabiły.


Chiny to, przede wszystkim, produkcja i eksport. Ten kraj, ze względu na olbrzymie przestrzenie, wysoką produktywność rolniczą, dobrze rozwinięty przemysł, zaawansowaną technologię i bogactwo surowców, mógłby być samowystarczalny. Czy chińskie produkty, muszą zawsze oznaczać byle jakość? Skąd że znowu! Chińskie produkty to wielorakość.

Już po krótkiej analizie rynku tytoniowego, może się nasunąć wniosek, że w tym kraju, można żyć na kilku poziomach - w zależności od stanu finansowego i upodobań, dla każdego coś się znajdzie. Paczka papierosów to wydatek od 1 juana do...... nawet 100 juanów (czyli pomiędzy 0.15 usd a 15 usd). Dla porównania, za 50 juanów, można tutaj spokojnie przeżyć dzień z noclegiem w tanim hoteliku i trzema posiłkami w małych, ulicznych, knajpkach.
  
Skoro już o hotelikach mowa to dach nad głową można mieć za 10 juanów (łóżko w dormitorium lub, jeśli mamy szczęście, nawet własny pokój; czasem można natrafić na pokój z łazienką za tą cenę), albo nawet za ponad 1000 juanów. Czym różnią się one od tych tańszych? Przeważnie jedynie wystrojem wnętrza, 24-godzinną recepcją i lokalizacją - te tańsze, często kryją się na wylotówkach z miast, lub, jeśli chcemy być w centrum, w zagmatwanych, czasem nieoświetlonych w nocy uliczkach. Spałem w hoteliku za 20 juanów, w którym, we własnym, niemałym pokoju, miałem czajnik elektryczny, automat z wodą pitną, szklanki, telewizor, duże, dwuosobowe łóżko, wifi, łazienkę, czyste ręczniki i jednorazowe kompleciki higieniczne, w których skład wchodziła szczoteczka do zębów, mała tubka pasty, mydełko w kostce, żel pod prysznic i szampon. Nie było chrupkiego prowiantu w postaci gotowych do usmażenia karaluchów, a po nocy, obudziłem się niepogryziony przez pluskwy ani pchły. Po użyciu chińskiej pasty i szczoteczki, nie wypadły mi zęby a od ręczników nie złapałem grzybicy. Niewielką niedogodnością było to, że wróciwszy po 24:00, musiałem walić w metalową roletę antywłamaniową żeby obudzić właściciela i wejść spowrotem do środka. Spałem również w takim za ponad 100 juanów i, jedyną znaczną różnicą, którą odnotowałem były stylowe tapety na ścianach i wykładziny na podłodze - czyli po prostu gadżeciarstwo. We wszystkich miejscach, w których byłem, na bieżąco sprzątane są pokoje, na bieżąco, prana i zmieniana jest pościel - w jednym nawet, pani, widząc, że robię pranie w zlewie, zaproponowała, że weźmie moje rzeczy i, nieodpłatnie, wrzuci je do pralki.


Za 15 juanów dostałem własny pokój z wielkim łóżkiem i łazienką. Jedynie widok z okna jest mało ciekawy.
  
Jeśli chodzi o jedzenie, również mamy kilka wyborów. Przekąsek z marketów nie polecam - są w przyzwoitej cenie, ale wszystkie próżniowo zapakowane i mocno przetworzone. Można dobrze zjeść albo w tanich, ulicznych knajpkach, gdzie za 5 juanów (mniej niż 1 dolar) pochłoniemy tyle ryżu, warzyw i mięsa ile tylko brzuch pomieści, albo w drogich restauracjach, gdzie kelner nie pozwoli nam zrobić nic samemu nawet w toalecie. W żadnym z tych miejsc, nie musimy się obawiać o higienę. Wszystko jest gotowane lub smażone, więc mikroby nam nie grożą. Dostaniemy również JEDNORAZOWE, drewniane lub plastikowe, pałeczki, więc nie będziemy musieli się obawiać o wenery przenoszone przez ślinę. Czy na pewno tradycyjne zmywanie, wielokrotnego użytku łyżek i widelców, wybije wszystkie bakterie po poprzednim użytkowniku?

Pałeczki są na prawdę świetnym wynalazkiem

W supermarketach, również można zaobserwować kilka klas produktów - od powszechnych (czyt. tanich) do luksusowych i drogich. Niestety, towarem luksusowym jest kawa. Za mały słoiczek rozpuszczalnej Nescafe, trzeba zapłacić 20 juanów. Jeszcze większym wydatkiem jest porządna czekolada. Jeśli nie chcemy żywić się produktami czekoladopodobnymi za jednego juana, za 100-gramową tabliczkę, przyjdzie nam wyłożyć ponad 15 juanów (czyli równowartość trzech pełnych posiłków). 

Za chodzenie na golasa po ulicy można trafić do więzienia. Pod względem odzieżowym, znów mamy wybór - albo kupić komplet ubrań za 30 - 50 juanów na bazarku, albo za kilka tysięcy juanów w stylowych butikach firmowanych nazwiskami topowych chińskich projektantów. Para butów kosztuje od 3 juanów (za gumowe klapki) przez 50-200 juanów (standardowe, skórzane trzewiki) do niebotycznej sumy 3000 juanów (najdroższe chińskie pantofle, które do tej pory widziałem). Sam, mam parę jeansów z Chin, kupioną w Polsce 3 lata temu w jednym z chińskich sklepów. Do tej pory, nie ma w nich żadnej dziury ani żadnego przetarcia. Porządny, gruby drelich, daje radę. Szczerze mówiąc, po tym, jak kolejne pary spodni firmowanych przez polski Vertus czy ues-i-ański Big Star rwały mi się po roku użytkowania, zwróciłem się w stronę, właśnie chińskich, produktów i jestem zadowolony.


Ubrać się można albo na bazarku, albo w drogich butikach.


W Chinach, panuje obecnie również prawdziwy boom budowlany. Małe wiejskie chatki, ustępują miejsca wysokim mrówkowcom zasłaniającym niebo. Odbywa się masowy eksodus ze wsi do miast - nie jest niczym nadzwyczajnym odkrycie na trasie całkowicie opustoszałej, małej wioski, w pobliżu nawet średniej wielkości miasteczka. Wbity do głowy stereotyp, zmienia się idąc ulicą. Budynki, się nie zawalają a karetki nie przewożą codziennie rannych i zabitych, przygnieconych przez gruz, źle ustawione rusztowanie, porażonych prądem przez wadliwe działanie instalacji elektrycznej czy tych, którzy ponieśli śmierć w windzie, której kable zerwały się na 20 piętrze. Kobiety, nie łamią również obcasów na źle ułożonej kostce brukowej czy nierównych płytach chodnikowych a samochody nie rozbijają się na skrzyżowaniach ze źle zsynchronizowaną lub niedziałającą sygnalizacją świetlną.


Trzeba mieć talent by na chodnikach w miastach złamać obcas.


Drogi poza miastami są także porządnej jakości, a autostrady, poza tym, że niektóre odcinki są nadal w budowie lub przebudowie są jak od linijki. Przez kilka tysięcy kilometrów autostopowania w Chinach w różnych samochodach, nie odpadło nam koło ani nie wypadliśmy z drogi, ściągnięci przez koleiny. Jeżdżąc tutaj, można zatem być spokojnym o swoje zawieszenie. Rzeczy, które mogą jednak denerwować, to:

- budki zbierające słone myto za przejechanie każdego odcinka autostrady (jeden z kierowców ciężarówek, zostawił przy mnie ponad 150 dolarów - nie wiem ile kilometrów za to zrobił, ale jak na Azję, wydała mi się to niebotyczna kwota).

- brak znaków napisanych angielską czcionką w prowincji Xinjiang i koszmarne oznakowanie na trasie i zjazdach, pokazujące kierunki do losowo wybranych miejscowości, które, niekoniecznie znajdziemy na naszych mapach.


Autostrady są równe jak stół

 Podsumowując, nie wszystko co chińskie jest złe. Ten kraj produkuje niewyobrażalną ilość przeróżnej jakości półproduktów, komponentów i produktów. Panujący w Europie stereotyp, bierze się prawdopodobnie propagandy, która ma swoje źródła w obawie producentów zachodnich przed zdominowaniem rynku przez ich azjatyckich kolegów. Pamiętacie aferę z chińskim mlekiem? Nie ważne gdzie było wykonane (Chiny to duży kraj), nie ważne, czy było sprawdzone przed dopuszczeniem do obiegu czy nie, nie ważne czy termin przydatności do spożycia był zweryfikowany. Informacje przekazywane przez media były połączeniem [chiński] + [zły], czyli, po prostu, zwyczajnym wzmocnieniem stereotypu (czyt. medialnym praniem mózgu). Bo jak wytłumaczyć, że przecież wykonany w Chinach, Wielki Mur, choć lekko podgnity na niektórych odcinkach, do tej pory się nie zawalił?


Wielki mur, jak stal, tak nadal stoi.

Importerzy również próbują zarobić jak najwięcej, ściągając do Europy rzeczy, niekoniecznie z najwyższej półki - często nawiązując kontakty biznesowe przez internet, bez wcześniejszego sprawdzenia produktu, który sprowadzają.
  
Stając przed wyborem "tańsze, ale Made in China czy droższe, ale Made in UE", nie powinniśmy zapominać, że Chiny to ogromny kraj z zaawansowaną technologią. Ja, pomimo zawsze rodzących się obaw przed zakupem, z chińskich produktów, jestem do tej pory zadowolony.


Gdyby faktycznie Made in China oznaczałoby bubel, to miasto powinno się bardziej lub mniej widowiskowo zawalić




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz