Dobre złe nawyki.

"Nie tak", "Jak Ty to robisz?", "Źle", "Zostaw, ja to zrobię", "Poczekaj, pokażę ci jak" - ile osób słyszało tego typu zdania przy wykonywaniu codziennych czynności? Według starego porzekadła, gdzie kucharek sześć, tam choć piersi dwanaście, to w brzuchach burczy. Każdy z nas ma swoje własne sposoby, których jeśli wydają mu się skuteczne, nie jest skłonny na siłę zmieniać. 

Malutkie dzieci uczy się perfekcyjnie mówić. W moim przypadku, do wieku mniej więcej piętnastu moja głoska "r" brzmiała jak skrzyżowanie "r" z "l". Pewnego dnia, moja mama zwróciła uwagę na moją wadę wymowy.

- Umiem mówić
- To powiedz "rower"

Ku zdziwieniu mojej rodzicielki, wypowiedziałem "rower" literacką polszczyzną. Znałem zasady - po prostu, wygodniej mi było mówić na codzień w sposób, do którego się przyzwyczaiłem. Nie widziałem w mojej wymowie problemu - wiedziałem, że nie jest idealna, ale wszyscy mnie rozumieli. Blisko 10 lat później, oglądając wiadomości, doszedłem do wniosku, że uświadamiając mi jak głupio to brzmiało, mama uratowała mnie od "kariery" w polityce.
Podróżowanie to ciągła nauka. Każdy dzień jest nową lekcją. Stykając się z nowymi przedmiotami, trzeba sobie wyrobić nowe sposoby radzenia sobie z nimi w życiu codziennym. Popularnych za Wielkim Murem pałeczek, uczyłem się używać "w locie". Kiedy przyjechałem do Chin bez grosza przy duszy, dostałem miskę z jedzeniem bez żadnych innych sztućcy. Rozejrzałem się dookoła jak z tym problemem radzą sobie inni, po czym złapałem pałeczki i..... bingo..... "potrafię nie plamiąc ubrania w miarę sprawnie chwytać kolejne kęsy", pomyślałem dumny z siebie. Jakoś mi się udało odruchowo je wyczuć - może po części dlatego, że tak burczało mi w brzuchu, że gdybym nie opanował tej cennej w Azji umiejętności, po kilku dniach, umarłbym z głodu gdzieś po środku pustynnej i prowincji Xinjiang. Kiedy technikę jedzenia pałeczkami opanowałem do takiej perfekcji, że robiłem to odruchowo i bezwzrokowo, dowiedziałem się, że źle je trzymam. Po kilku próbach przywrócenia mnie na właściwą drogę, choć nauczyłem się prawidłowego chwytu, wygodniej było mi używać pierwszego sposobu, który i tak działał. Swoją drogą, nóż i widelec też trzymam odwrotnie niż w książkach jest napisane i wcale się z tym źle nie czuję. Podobnie jak w przypadku pałeczek, znając właściwy sposób używania, zostawiam sobie  oficjalne okazje, prywatnie, robiąc to "źle"...... ale skutecznie. 

Sposób, w który nauczyłem się trzymać pałeczki okazał się być "zły". Mimo wszystko, jak dla mnie, jest on najskuteczniejszy i najwygodniejszy.

W Wietnamie, nauczyłem się pić kawę z mlekiem - również w sposób budzący u otaczających mnie Wietnamczyków powszechny ubaw. Można tutaj co prawda zamówić czarną, gorzką kawę, ale ja kawę traktuję jako rytuał. Jej smak mi się chyba nigdy nie znudzi. Wszystko co ma inny kolor i, oprócz zmielonych, uprażonych ziarenek zawiera coś jeszcze, zaliczam do napojów kawopodobnych. Jak dla mnie, wynalazki typu cappuccino, caffe latte, latte/caffe macchiato, kawa z lodem czy wstrząśnięta w shakerze z cukrem zaliczają się właśnie do takich napojów kawopodobnych. Fajne żeby popisać się przed znajomymi kilkoma efekciarskimi warstwami podanymi w powykrzywianych szklankach, ale zbyt czasochłonne i, jak dla mnie, niesmaczne by pić to samemu. 
Dlaczego więc zacząłem pić kawę z mlekiem? Choć nie lubię cukru w kawie, lubię sobie podjeść do niej coś słodkiego. Najlepiej jeśli są to dwie skrajności - ekstremalnie gorzka i wyrazista kawa sparowana z przesłodzonym ciastem lub czekoladką.

Zamawiając bielone ca phe sua, dostaniemy tutaj szklaneczkę z filterkiem z mocną, gorzką kawą na górze i kilkoma łyżeczkami mleka, skondensowanego na dole. Mleko skondensowane ma to do siebie, że nawet nałogowy palacz i alkoholik pozbawiony kubeczków smakowych na języku, bez problemu wyczuje w nim cukier. Ponieważ jest gęstsze i cięższe niż skapująca z góry kawa, oba płyny bez naszej pomocy nie są zdolne się wymieszać. Kawę z mlekiem w wietnamskim wydaniu używam jako idealny zamiennik mojego ulubionego rytuału z Europy, którego nie mogłem się doczekać będąc w Chinach i pojąc się wynalazkami typu Nescaffe czy Maxwell House.


Wietnamczycy bielą kawę mlekiem...... skondensowanym.
  
Wietnamczycy, przyzwyczajeni do mieszania zawartości swoich szklanek , nie mogą opanować śmiechu widząc jak wypijam gorzki płyn by po chwili łyżeczką wyjeść "spód". Niektórzy próbują mnie nauczyć właściwego sposobu...... problem w tym, że mnie ten właściwy sposób będzie zalatywał zbożówką i podobnie jak używanie sztućców, zostawiam go sobie tylko na oficjalne okazje. Cóż, punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia:
 
Pacjentka: Panie doktorze, mój mąż pijąc rano kawę, zawsze zjada uszko.
Lekarz [zdziwnionym głosem]: No proszę pani.... prawidłowo! Uszko jest przecież najlepsze.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz