One photo, one dollar! - Potrzeba czy cwaniactwo?


Nie jestem profesjonalnym fotografem. Nie uważam się też za fotografa amatora. W ogóle słowo fotograf do mnie nie pasuje. Nie mam pojęcia o ustawianiu aparatu, a większość zdjęć, które robię przy słabym świetle jest zamazana. Robię dużo zdjęć tylko dlatego, że kiedyś wziąłem sobie za bardzo do serca cytat z książki na temat próby zapamiętania chwili wszystkimi zmysłami zamiast ograniczania się do pospolitego pstrykania. W efekcie, mój album zdjęciowy kończy się na wieku mniej więcej 12 lat i zaczyna spowrotem około dwudziestki. Teraz jeszcze pamiętam co się w brakującym czasie wokół mnie działo, ale jak dostanę choroby na A, której nazwy zapomniałem, nikt mi nie będzie w stanie powiedzieć gdzie chodziłem do szkoły, gdzie spędzałem wakacje, z kim się zadawałem, itp. 



Nie mniej jednak, lubię bawić się aparatem. W gadżecie, który mam ze sobą, a który nawet nie jest, de facto, mój, bardzo podoba mi się funkcja, którą potrafię nazwać właściwym terminem. Zoom optyczny pozwala mi "kraść zdjęcia". Lubię bowiem czasem porobić zdjęcia ludziom. Kradzież może nie jest szczytem grzeczności, ale daje zdecydowanie lepszy efekt niż poproszenie o zdjęcie. Kiedy nasz "model" nie wie, że jest fotografowany, nie przyjmuje sztucznej pozy - a ta w zależności od stopnia ekspresyjności, może mieć różne formy. Dzięki temu można zrobić zdjęcie chwytając przy tym wyraz twarzy odpowiadający prawdziwym emocjom. 


Lubię "kraść" zdjęcia


Co jednak, gdy nasz "model" dowie się, że robimy mu zdjęcie? Reakcje są różne - od odwrócenia wzroku, przez robienie słitaśnych min, po...... "One photo, one dollar". Takie zdanie usłyszałem gdy w Hoi An wyciągałem z torby aparat na targu. Sprzedawca pomyślał pewnie, że chciałem zrobić mu zdjęcie. Rozumiem trudne sytuacje ludzi w różnych rejonach i jestem skłonny zapłacić dolara, a nawet więcej, temu kto go faktycznie potrzebuje. Gdy widzimy na ulicy żebraka, chcąc pstryknąć mu zdjęcie, wypada coś wrzucić do kapelusza. Również dzieciom wypada coś dać lub chociaż w przyjazny sposób do nich zagadać. Szczególnie gdy widać po nich, że są w potrzebie. Z kolei, największy respekt budzą we mnie ci, którzy mimo że czegoś im brakuje, nie mają w zwyczaju prosić. Inna bajka to osoby pozujące do komercyjnych zdjęć pocąc się pod tradycyjnym ludowym strojem jak, np. Myszka Miki w Disneylandzie. Tutaj już, sprawa jest oczywista.

Według mnie, wspomniane zdanie wypowiedziane w nonszalancki sposób to przejaw zwykłego cwaniactwa. Na szczęście zdarza się ono tylko w miejscach, gdzie lokalna ludność nauczyła się, że osoby o białym licu nie tylko można, ale i wręcz wypada kroić.


One photo, one dollar!


- One photo, one dollar - powtórzył mój potencjalny model.
- OK - postanowiłem się zabawić

- One dollar, please - powiedziałem po zrobieniu zdjęcia
- One dollar, powtórzył po mnie model
- Where is my dollar? - zapytałem
- No, you me one dollar - pan połapał się, że coś nie gra
- No, my camera, my dollar. You started, you wanted the photo.

Niestety dolara nie dostałem. Na szczęście, nie było też kłótni. Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty robić temu panu zdjęcia. W baseballowej czapeczce z daszkiem i łososiowej koszuli w prążek wyglądał mało pociągająco. Zdecydowanie jako moją modelkę, wolałem panią w stożkowatym kapeluszu przelewającą do miski gotującą się zieleninę. Ta jednak, nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz