Strach ma wielkie oczy :-).

"To die would be an awfully big adventure",  (Peter Pan).


Jedna osoba w mailu zapytała mnie, czy nie bałem się przejeżdżając przez kraje Bliskiego Wschodu.

Zacznę od tego, że pytanie dostałem będąc jeszcze w Iranie, a Iran jest w 99% bezpieczny. Jak już pisałem. Broń atomowa, którą prawdopodobnie posiada, nie jest wymierzona w turystów odwiedzających kraj tylko, ewentualnie, w Busho-Obamistany Zjednoczone jednej z Ameryk i, możliwe, że we wchodzących im na siłę w zadnią część ciała "partnerów" militarnych.
 
W Pakistanie nie izolowałem się od ludzi. Zawsze miałem wokół siebie kogoś - albo z couchsurfingu, albo przypadkowo poznanego po drodzę. Osoby, które poznałem, idealnie zatroszczyły się o moje bezpieczeństwo.

Przyznam jednak, że było kilka sytuacji, w których ciarki przeszły mi przez plecy:

- Pogranicze Turcji/irackiego Kurdystanu - generalna atmosfera tego rejonu sprawiła, że nie czułem się komfortowo. Przed wejściem do hotelu, rozgladałem się czy nikt za mną nie idzie.

- Irak, Iran, Pakistan - żegnałem się z życiem niemal za każdym razem gdy musiałem przejść przez ulicę.

- Pogranicze irackiego Kurdystanu/Iranu - kierowca, który mnie wiózł do Orumiyeh, po drodzę opowiedział mi w najdrobniejszych szczegółach, co robiłem przez ostatnie kilka godzin.

- Iran - łapiąc stopa na pustyni Kavir, dwóch panów wywiozło mnie kilka kilometrów od drogi. Przyznam, że wtedy, mimo perspektywy długiego spaceru przez pustynię, pospolicie zwiałem.

- Iran - łapiąc stopa w nocy do regionu Sistan-Belochistan, który media, i sami Irańczycy, przedtawiają jako irański "dziki zachód", trzęsły mi się ręce. Po dojechaniu na miejsce, do Zahedanu, okazało się, że nie ma tam NIC, czego można było się bać, a ludzie byli równie gościnni i otwarci jak w reszcie kraju.

- Pakistan (no, ok, nie jest to typowy Bliski Wschód, tylko skrzyżowanie Indii z Bliskim Wchodem, ale tam, teoretycznie, najwięcej mogło się wydarzyć) - największe emocje z całej podróży, łącznie z przewijającym się w głowie filmem z urywkami z życia, pojawiły się gdy siedziałem sobie, w środku nocy, w zaparkowanym obok sklepu w jednym z ciemnych zaułków Islamabadu, samochodzie, czekając na mojego kierowcę. Po chwili, w oczy rzucił mi się ubrany w Shelwaar Khameez mężczyzna z długą brodą i chustą na głowie, idący po chodniku i nonszalancko wymachujący dubeltówką. Gdy tylko mnie zauważył, zaczął podchodzić w stronę samochodu. Szybka ocena sytuacji - jest zbyt blisko żeby uciekać - trzeba czekać na rozwój wydarzeń i, ewentualnie, przyjąć z honorem co się ma stać. Po chwili zaczął zaglądać do samochodu i pukać w szybę. Rżnąc głupa, pokazałem na migi, że drzwi są zablokowane i nie mogę otworzyć. Chwilę później pojawił się mój kierowca i przywitał się z, jak się okazało, ochroniarzem sklepu. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał, żeby tego ochroniarza ubrać w jakiś uniform.
Gdy już emocje po ostatniej z sytuacji opadły, przypomniało mi się przysłowie - "strach ma wielkie oczy" - czyli ludzie mają tendencję do paranoicznego wyolbrzymiania rzeczy, które mogą się wydarzyć. To, czego się boimy jest, w rzeczywistości, dużo mniejsze niż same stresy, które przeżywamy.

Trzeba myśleć pozytywnie i nie stresować się na zapas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz