Z ziemi włoskiej, przez Polskę do.... Indonezji


Flores to najlepsze pomidory jakie dotąd jadłem. Obok tak doskonałej proporcji smaków słodkiego i kwaśnego, nie mogłem przejść obojętnie. Musiałem się pobawić. Różnica kultur i podniebień. Co z tego wyszło i jak zareagowali na białasa w kuchni Indonezyjczycy?


Dawno, dawno temu, podążający wiernie za Panią Sforzą tragarze. prosto z Włoch, przynieśli do Polski pochodzące z Ameryki Południowej pomidory. Do dziś nie wiadomo kto i kiedy, z ziemi włoskiej, importował do Polski carbonarę. Zabrzmi nieskromnie, ale dziesięć lat temu, przywiozłem z Włoch najlepszy na świecie przepis na ten makaron. Mijając po drodzę kilka ciekawych krajów, przytaszczyłem go również do Indonezji. Kiedy, na Flores, naszła mnie chęć zabawy ostrymi przedmiotami i wrzątkiem, okazało się, że choć prosiąt pod dostatkiem, znalezienie bekonu jest niemożliwe. Carbonarę sobie odpuściłem. Gotowania nie.  

Flores była dawniej pod kontrolą Portugalczyków a, jak wiadomo, ludy południa bez pomidora żyć nie mogą. Na "wyspie kwiatów" rosną najlepsze pomidory jakie dotąd jadłem. Musiałem je jakoś wykorzystać. Choć pomidorówka nie była nigdy moją mocną stroną, okazało się, że moje umiejętności kulinarne nie ograniczają się tylko do carbonary, trójwarstwowej kawy z obrazkiem i bałaganu, który napawa strachem wszystkich, którzy poszli na układ "Ja gotuję, Ty zmywasz".

Moja nowa specjalność to włoska wersja sambalu. O ile, Indonezyjczykom, za bazę tego pikantnego sosu służy głównie rozdrobnione chilli, o tyle ja zdecydowałem się użyć pomidorów. Żeby mój sambal al pomodoro fresco e pepperoncino uderzył również w lokalne gusta i wypalił wszystkie bakterie na języku, w wątrobie i jelitach, nie zapomniałem o sporej ilości białego pieprzu, czosnku, i ostrych papryczek. Nie byłbym sobą, gdybym nie rozdrobnił w moździerzu również imbiru, bazylii i tymianku. Z braku limonki i trawy cytrynowej, zakwasiłem tamaryndem. Wyszła hybryda - indonezyjski spajs z włoskim, pieprzowo-pomidorowym posmakiem. 

Kiedy, kamieniem na kamieniu, gniotłem sobie wszystkie składniki, zerkając od czasu do czasu na rozgrzaną patelnię, rodzina, u której się stołowałem, stwierdziła jednogłośnie, że to fanaberia. Że facet po kuchni się krząta. Że skoro bule (obcokrajowiec) to będzie nieostre i bez smaku. Że nie potrafię, itp. Rękami i nogami musiałem odganiać dziewczyny próbujące na siłę sypać mi do moździeża..... cukier.  

Chwila prawdy - degustacja sambalu z ryżem, otrzymywanym z soji serem typu camembert (tempe) i azjatyckim młodym serem kozim (tofu) - również otrzymywanym z mleka sojowego. Po spróbowaniu, byłem dumny z siebie. Pozostała sprawa honoru czyli reakcja domowników. W końcu, miało być niedobre. Co tam, że powiedzieli, że jednak dobre? Co tam, że szybko się skończyło? Co tam, że mała Melan popłakała się chcąc więcej? Patrząc na 23-letnią, sprawiającą wrażenie dobrze odżywionej, Kris wylizującej resztki sambalu z moździeża jak głodzone przez miesiąc dziecko, miałęm 100% pewność, że wszystkim smakowało. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz