Zabobony zabobonami, ale coś trzeba na ten 2012 rok postanowić.


Witamy w przyszłości!
  
Według mojego zegarka, właśnie minęło nieco ponad 21 godzin 2012 roku. Ku mojemu niemałemu zaskoczeniu, żaden meteor w Ziemię nie przygrzmocił, żadne góry się nie spiętrzyły ani nie spłaszczyły, nikt nie pospadał w kosmos przez wyłączenia grawitacji, a telewizor, jak zwykle, pokazuje złe wiadomości z satelity. Niby nowy rok, a wszystko jest po staremu, łącznie z żarówkami energooszczędnymi, które nie są energooszczędne, zupkami chińskimi produkowanymi w Laosie, biustonoszami rozpinanymi z tyłu i logo Krafta na opakowaniu wietnamskiej kawy, z której wyszukania byłem ostatnio dumny.
  
Po kameralnym Sylwestrze w towarzystwie znajomych i kilku szklanek markowego, chińskiego piwa, opartego na niemieckiej recepturze, Tsingtao, wszyscy rozeszliśmy się do łóżek. W Chinach, Nowy Rok oparty na kalendarzu gregoriańskim to żadna wielka libacja. Tutaj, obchodzi się Chiński Nowy Rok, którego początek już się powoli zbliża. Poza wielkimi, kosmopolitycznymi miastami, nie ma nawet fajerwerków. I dobrze - bo ja nigdy Sylwestra specjalnie nie lubiłem (bez obrazy dla znajomych Sylwestrów). Po prostu, nie widziało mi się wychodzenie na jakiekolwiek imprezy w środku zimy i udawanie, że odmrożone palce - bo jak tu palić w rękawiczkach - w ogóle mi nie przeszkadzają. Raz mi nawet taki fajerwerek koło samego ucha przeleciał - i jak tu, przy zdrowych zmysłach, lubić święto, w którym, nie dość, że albo próbują Cię upić, albo robią z Ciebie kierowcę, to jeszcze do Ciebie strzelają?  
  
Koniec starego i początek nowego roku to jednak świetny czas na rozliczenie się z sumieniem. Tym razem, przed nami 366 dni na poprawę własnego "JA". Wiele osób, by zapomnieć o kacu, pierwszego stycznia, wyznacza sobie nowe cele do zrealizowania. Gryzmoląc coś na kartcę dopijając poranną kawę, wymyśliłem, że na ten rok moich postanowień będzie osiem. Ósemka w Chinach to szczęśliwy numerek. Nie tylko jest idealnie symetryczna i nieskończona w swym kształcie, ale jeszcze, w języku chińskim, jej wymowa podobna jest do wyrazu oznaczającego powodzenie. Nie bez przyczyny, otwarcie olimpiady w Pekinie wyznaczono na 8 sierpnia 2008 roku (08082008), ósemkowe daty ślubu porezerwowane są na kilka lat do przodu a za ósemkę w numerze telefonu, tablicy rejestracyjnej czy nawet adresie, trzeba tutaj słono zapłacić. W tym roku, wymyśliłem sobie, że:
  
1. Opuszczę w końcu Chiny (ta data zbliża się z prędkością geparda).

2. Nie będę martwił się na zapas - w końcu, nawet jeśli dzieje się coś złego, zawsze można to obrócić na dobre
 
3. Gdziekolwiek będę następnym razem mieszkał, postawię na perską ergonomię - żadnych łóżek, foteli, kanap czy krzeseł - no, może z wyjątkiem biurka do pracy. O każdy inny, wolnostojący mebel idzie sobie tylko zęby wybić w nocy, a im więcej gratów w małych pomieszczeniach, tym większe poczucie klaustrofobii i zbliżających się ścian. Dywany sobie jednak daruję - choć ładne, szybciej wymopować podłogę niż odkurzyć czy doprać dywan.
 
4. W kolejnym miejscu pobytu, będę częściej sprzątał.
 
5. Podejdę mniej oportunistycznie i bardziej świadomie do nauki lokalnych języków. Niedawno uświadomiłem sobie, że chiński wcale nie jest taki niemożliwy i da się go ogarnąć. Trochę żałuję, że przed wjazdem do Chin, z góry założyłem i wmówiłem sobie, że nie chcę uczyć się ich języka.
 
6. Przeczytam jakąkolwiek książkę po polsku - brak kontaktu z polską literaturą spowodował, że częściej muszę zaglądać do słownika ortograficznego i wyrazów bliskoznacznych. Jak dobrze, że jest internet i darmowe książki.
 
7. Ograniczę czytanie wiadomości związanych z polityką i politykami. Oni mają swój świat, swoje zabawki, swoje kolorowe tabletki i dżointy z niekonopnej konopii. Niech się sami w tej "śmietance" bawią.
 
8. Rzucę palenie (tym razem, piszę serio!).


Oczywiście ,nie wiem w jakiej kolejności te postanowienia zacznę realizować, ani czy w ogóle się za nie zabiorę. Pewne jest to, że jutro nie jest pewne więc nie ma co czytać, a tym bardziej wierzyć w żadne wróżby, przepowiednie, kolorowe kokardki, Batmana czy latające słonie. 2012 rok minie jak 2011, może szybciej, może wolniej. Następne w kolejności będą 2013, 2014, 2015, 2016, itd. Jak będą te lata wyglądać, tak będą wyglądać, ale matematyki Majowie nie oszukają. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz