wtorek, 30 stycznia 2018

Multikulturowe Święta 4-D.

Multikulturowe Święta 4-D.


Traktując czasoprzestrzeń jak plastelinę, można np. przeżyć dwa dni w minutę.
  
Boże Narodzenie to taki czas, kiedy człowiek dochodzi do pewnych wniosków. Ja, po raz kolejny uświadomiłem sobie między innymi, że nie ma granic, a wszystkie ograniczenia czasowe, przestrzenne, rasowe, płciowe czy biurokratyczne nakładamy na siebie sami. Mało tego, niektórzy, na siłę próbują nas przekonać, że coś, co w istocie jest bułką z masłem, jest zupełnie niemożliwe.

Granice i ograniczenia istnieją tylko w naszych głowach.

Stresu związanego z przygotowaniami nawet nie odczułem. Choinkę ubrałem na dwa dni przed Wigilią, prezenty również kupiłem i zmodyfikowałem odpowiednio wcześniej, a specjalne sprzątanie i pucowanie wszystkiego na błysk sobie darowałem. Już na ostatnich zajęciach w przedszkolu, gdy dostałem życzenia i kartki Świąteczne, od osób nieświętujących, poczułem, że w tym roku, Boże Narodzenie będzie wyjątkowe. Duch Świąteczny, którego poczułem gdy tylko zacząłem dekorować moje drzewko, sprawił nawet, że pozytywnie zdemotywowany tym, że moje tanie, własnoręcznie robione kartki do nikogo nie doszły, wysłałem paczkę charytatywną za bardzo nieprzyzwoite pieniądze.


Patrząc na rzeczy hand-made, etykietka MADE IN CHINA, nagle zmienia swoje znaczenie.

Jak to z przeczuciami bywa, nie myliłem się. W wigilijny poranek, zwlekłem się leniwie z łóżka, wziąłem szybki prysznic i poszedłem do..... pracy. Mogłem co prawda wziąć wolne. Problem w tym, że chociaż dzięki dobrym układom z szefową, prawa pracownika mam nawet większe niż większość, to jednak nie posiadam żadnych uprawnień zwykłego, szarego obywatela. Lekcje trzebaby było odrobić a mnie ogranicza czas przyznany na wizie. Nie chciałem składac pustych gwarancji nie mając kolejnej wlepki. Zresztą, co to za praca - 4 godziny w ciągu dnia? Nie były to jednak zwykłe zajęcia. To była mała, grupowa wigilijna impreza z jedzeniem, śpiewaniem świątecznych piosenek i robieniem świątecznych kartek. Ja się zbytnio nie napracowałem a uczniom strasznie się podobało - dla nich to trochę jak podróżowanie bez ruszania się z miejsca. Miło było patrzeć jak ci, którzy na ogół Świąt nie obchodzą, nagle łapią świąteczny nastrój.


Kartki - kupić czy zrobić? Zrobić!

Wieczorem przyszła pora właściwego świętowania. Gdy tylko zaświeciła pierwsza gwiazdka, poszliśmy z kilkoma osobami do kościoła. Zaczęły się jasełka i koncert chóru trwający ponad trzy godziny. Wszystko przygotowane na tip-top. No, prawie wszystko..... Silent Night po angielsku i po chińsku w wykonaniu Pana Whyetta, Lisy, Laury i moim było, delikatnie mówiąc, nieco niedopracowane, ale i tak nikt się nie połapał. Czym byłaby tradycyjna, niecodzienna wigilia bez kolacji? Na krótko przed północą nikomu nie chciało się gotować 12 potraw. Dlatego, cała międzynarodowa rodzina, skusiła się na wigilię w jednym z hotelowych bufetów.



Tradycyjna mieszanka kulinarna.

Pomimo tradycyjnych potraw takich jak pierożki, nie jestem pewien czy czasem nie złamałem tradycyjnego postu. Przyzwyczaiłem się już, by jeśli coś jest mielone, nie pytać się o skład ani zawartość. Post, postem - jedni zachowują, inni nie mogą się powstrzymać, ale opłatek jest już obowiązkowy więc, jak dla mnie, musiał być. Kilka dni przed Świętami, udało mi się znaleźć muzułmańską knajpkę z wypiekanym kilka razy dziennie na miejscu chlebem. A, że chleb płaski i świeży, idealnie nadawał się do łamania i składania sobie życzeń. Po kolacji, tradycyjnym zwyczajem, obeszliśmy jeszcze kilka domów w celu ogrzania łapek ciepłymi kubkami herbaty i opróżnienia nadmiaru zapasów żywnościowych w lodówkach.


Nie ważne co i czym się je - ważne z kim się je.

Nieco później, poczułem się trochę jak Święty Mikołaj, który przez jedną noc, poruszając się w odpowiednią stronę z odpowiednią prędkością, zawsze jest w stanie odwiedzić wszystkie dobre i niedobre dzieci. Aż przypomniały mi się słowa jednej z niewielu piosenek, które znam od A do Z, gdzie w drugiej zwrotce pada "Good tidings to you, wherever you are". Czy jakby w miejsce "wherever", podstawić "whenever", wers nadal miałby sens? Jak najbardziej! Ani przestrzeń, ani czas nie są przeszkodą. Mając pod ręką powszechne nowinki technologiczne, można w mgnieniu oka teleportować się nie tylko w większość miejsc, na które akurat przyjdzie nam ochota, ale również swobodnie poruszać się czasie.


Przy odpowiednim wykorzystaniu ogólnodostępnej nowoczesnej technologii, można w mgnieniu oka przenieść się w dowolne miejsce w dowolny czas i w dowolny wymiar. Nasze możliwości, może ograniczać jedynie wyobraźnia (lub jej brak).

Tak też zrobiłem - parę minut po północy, gdy u mnie było już Boże Narodzenie, zadzwoniłem do rodziców, którzy dopiero wypatrzyli pierwszą wigilijną gwiazdkę. Dzięki tanim rozmowom VOIP, szybkiemu transferowi w Chinach i mojej dobrej wyobraźni, przez chwilę znalazłem się również w Polsce. Mimo, że barszczyk zjadłem, niestety, miski z kutią już się nie doczekałem. 


Pierwszy dzień Świąt, z pozoru wyglądał jak zwykła niedziela.

Pierwszy dzień Świąt był już bardziej wyluzowany. Właściwie to wyglądał on jak każdy inny, zwykły dzień aż do samego wieczora. Znów, pojawiłem się w kościele życzyć wszystkim świętującym Wesołych Świąt. Choć nie rozumiałem kazania, nie mogłem odkleić wzroku od kobiety za amboną. Z pozoru, wydałoby się to rzeczą niezwyczajną, ale po chwili coś mnie uderzyło. Przecież 25 grudnia to, było nie było, Boże NARODZENIE! Kto zaś, potrafi poruszyć tematy związane z porodem lepiej niż kobieta? Powierzenie świątecznej mszy przedstawicielce płci niezdecydowanej było zatem strzałem w dziesiątkę.


Kto może o RODZENIU wiedzieć więcej niż kobieta?

Nie rozumiem dlaczego kobiety w zachodnich kościołach i innych grupach społecznych są tak dyskryminowane. Mają, co prawda swoje humory, ale może gdyby to one rządziły światem, nie byłoby wojen. A jeśli już, to na pewno nie byłoby to zwykłe, proste pif-paf, tylko coś bardziej wyrafinowanego, eleganckiego i widowiskowego. Stawiam milion dolarów, że dekolt i krótka spódniczka Dody, na pierwszym spotkaniu dyplomatycznym z pewnym prezydentem, który hasło swojej kampanii wziął z kreskówki o pewnym budowniczym, załatwiłby nam ruch bezwizowy do USiA.


Kiedy nastaną takie czasy, że kandydaci będą mieli duże dekolty skrywające dyplomatyczny fortel zamiast stryczków na szyi, tez wybiorę się do głosowania.

Nieco po 17 stawiliśmy się u Pana Whyetta i jego żony na degustacji domowych wypieków. Ponieważ wszyscy jednoznacznie stwierdzili, że jedno z ciast jest przesłodzone, pozwoliłem sobie pobawić się w ratownika i uwolnić ich podniebienia od cierpienia. W ten sposób, dostał mi się zapas słodyczy na kilka dni. Kolejny świąteczny wniosek, który mi się nasunął to oczywista oczywistość: zbyt słodkie słodycze, podobnie jak zbyt gorzka kawa i krasnoludki nie istnieją.


Jak można nie lubić słodkich słodyczy?

Zaliczyliśmy też oficjalny, elegancki, Świąteczny bufet. Trzeba przyznać, że załoga jangczuńskiego międzynarodowego pięciogwiazdkowca bardzo się postarała. Tym razem, trafiła nam się podróż kulinarna po całym świecie - był anglosaski indyk, był zachodni chleb, było włoskie spaghetti, był barek francuskich win, a nawet, stara, dobra, turecka bahlava. Ale ani jedzenie, ani miejsce nie było ważne - istotne było tak na prawdę doborowe towarzystwo. Rozmawiając, jak to przy świątecznym stole bywa, o wszystkim i o niczym, nasunęło mi się pytanie dlaczego właściwie 26 grudnia zalicza się do Świąt Bożego Narodzenia?


Załoga jangczuńskiego pięciogwiazdkowca bardzo się postarała zabierając nasze podniebienia w szybką wycieczkę dookoła Świata zachodniego.

Odpowiedź sama przyszła 26 grudnia. Drugi dzień Świąt to dzień próżności kiedy rozciągnięte do granic możliwości żołądki muszą dojść do siebie. Trzeba również pobawić się nowymi zabawkami znalezionymi pod choinką. Nie byłoby rzeczą dobrą gdyby kierowca poszedł rano do pracy myśląc o nowym, rajdowym resoraku. Gdy tylko obudziłem się w poniedziałkowy poranek, który okazał się być wczesnym przedpołudniem, pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to..... spaaaaaaaaać. Nie było co jednak spędzać w łóżku zbyt dużo czasu, zwłaszcza, że mój termofor gdzieś sobie poszedł. Trzeba było znaleźć sobie sposób na przebimbanie całego, na szczęście słonecznego, dnia.....


Drugi dzień Świąt to dzień spokojnej, leniwej próżności i nicnieróbstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz