poniedziałek, 19 lutego 2018

Indonezja (Flores)

Indonezja (Flores) - Od ziarenka do filiżanki.


Za górami, za lasami, za morzami, oceanami i wyściełającymi doliny ryżowymi tarasami, w gęstych lasach floreskiego Manggarai, kryją się jedne z największych skarbów Indonezji. Kawowce! Nie jest łatwo się do nich dostać. Oprócz porannego wstawania, codziennie, trzeba walczyć z ciągle odrastającą w dżungli naturą, wspinać się po stromych zboczach, wykręcać ze stóp pijawki i..... spać z duchami.
  
  • SUKA TIDAK SAMA CINTA
  • 7 KRASNOLUDKÓW
  • REPREZENTACJA WATYKANU
  • KTO RANO WSTAJE.....
  • DROGA KAWY
  • NAJBARDZIEJ LUKSUSOWA KAWA ŚWIATA
  • NIESPODZIANKA
  
SUKA TIDAK SAMA CINTA!

Kamu suka kopi? Zapytał Andreas. Cinta! Przeszliśmy spowrotem na angielski. Jak to cinta? W indonezyjskim "kochać" można osobę, nie rzecz.Kawę się lubi. Możesz powiedzieć "suka" ale nie "cinta". No dobra, ale ja bez kawy żyć nie mogę.  Nie ma kawy, nie mam humoru. A jak nie mam humoru to gram innym na nerwy. Dobra - do rzeczy - chcesz jechać do rodziców Hansa? A po co? Oni uprawiają kawę. Możesz zobaczyć jak wygląda plantacja. Widziałem już plantacje. No jak chcesz. Ale - pomyślałem mając wizję możliwości zobaczenia czegoś nowego - dobra - jadę.  Po zajęciach, spakowałem najpotrzebniejsze na parę dni rzeczy i ruszyliśmy. Siedząc z tyłu skuterka i pędząc na złamanie karku w stronę Ruteng po krętej drodzę, na chwilę zrobiło mi się niedobrze. Zawsze myślałem, że jestem odporny na chorobę lokomocyjną.Ostatni objaw miałem gdzieś w Toskanii bardzo, bardzo dawno temu.  Po kilkudziesięciu serpentynach, potworny upał zamienił się w przeszywający chłód. Zatrzymaliśmy się żeby założyć kurtki. Znów uderzyło mnie jakieś dziwne uczucie jakbym znajdował się w kilku miejscach - w kilku bajkach - na raz. Górka. Mgła. Za mgłą - morze, sucha plaża i wyglądające jak rysunki, prześwitujące przez turkusową wodę rafy koralowe. Spojrzenie nieco bliżej. Wysoko - pomyślałem. Nie chciałbym tam spaść. Chociaż - może miałbym miękkie lądowanie? Cały stok, który miałem zaraz pod stopami, wyścielony był niekończącymi się ryżowymi tarasami. 


 Schody ;-). 

7 KRASNOLUDKÓW

Dojazd do Majok zajął nam ponad godzinę. Suszące się ziarna kawy rozłożone wzdłuż wyboistej ścieżki. Mgła. Gęsta. Jak mleko. Chłód. To jest dom moich rodziców. Ciemno w środku. Zaraz skombinuję lampę. O  - tak lepiej. Zapomniałem Ci powiedzieć, żebyś podładował wszystkie bateryjki - nie mamy tutaj prądu. A, w ogóle? Gdzie moja kultura? Kawy? Skoro oferujesz.... Chcesz usiąść w środku czy na zewnątrz? Może na zewnątrz?Bracia Hansa - nauczyciela biologii ze szkoły w Kaca, jak krasnoludki wynieśli za nami stolik i krzesełka. To jest Mikael, to Paulus, to Antonius, to.... Ile Ty masz tych braci? Siedmiu. W naszej kulturze, im więcej dzieci tym większa radość. 


Im więcej dzieci, tym większa radość. Racja. Nigdy nie rozumiałem jak można mieć grobowy nastrój przed narodzinami nowego życia. 

Nigdy, nie potrafiłem zachować powagi sytuacji w obliczu "ciążowych problemów". Nigdy nie mogło mi się zmieścić w głowie, jak można być w pogrzebowym nastroju na wiadomość o nowym życiu. Kiedy tylko usiedliśmy do stolika, w małym ogródku zrobiło się tłoczno. Ci, którzy nie mogli się pomieścić przyglądali nam się zza bambusowego płotu. widok obcokrajowca w takim miejscu - niemożliwe. Majok znajduje się poza główną i jedyną drogą łączącą wschód z zachodem Flores. Nie prowadzą tutaj żadne znaki. Nawet nazwa wioski jest jedynie umowna. Podobnie jak wszystkich innych w Indonezji. Tablice z nazwami miejscowości są jedynie w miastach. 


REPREZENTACJA WATYKANU

Stefan - ojciec Hansa miał na początku obawy żeby zabrać mnie na swoją plantację kawy. Przecież ten białas na pewno gadać nie potrafi. Nie miałem pojęcia jak ma się znajomość indonezyjskiego do oglądania krzaczków. Wątpliwości Stefanowi przeszły wieczorem. Hans wrócił do Kacy. W męskim gronie,  usiedliśmy na podłodzę w głównej izbie domu zbudowanego z drewna kokosowego. Rozproszone światło dawały lampu plitu czyli prowizoryczne tubki z bawełnianą szmatką zanurzone w naczynku z naftaliną. Wszystkie kobiety wyemigrowały do kuchni. Wróciły dopiero z talerzami z ryżem i wieczornym dzbankiem kawy. Manggarai nie jest fallocentryczne. Kobiety pracują tak samo ciężko jak mężczyźni. Do posiłków i wieczornych pogaduch usiedliśmy już razem. Mówiąc po Indonezyjsku czułem się już komfortowo i samodzielnie. Jedyne co mi nie odpowiadało to temat. Indonezyjczycy, niezależnie od wyznania są bardzo religijni. Większość populacji Flores to Katolicy. W Majok, wszyscy wiedzieli gdzie jest Polska bo.... pochodził z niej Jan Paweł Drugi. Znałeś Ojca Świętego? W jakim sensie? No - daleko od Ciebie mieszkał? Jak się urodziłem to już w Watykanie. Ale jego miasto rodzinne? Może miałeś okazję poznać? Niestety, osobiście nie - uciąłem przypomniawszy sobie, że w Waktu Indonesia (czas indonezyjski) wygląda zupełnie inaczej niż nasz - zachodni. Dyskusja o Biblii - dobrze, że zrobiłem sobie w Kambodży powtórzenie wiadomości. Oj, dobry katolik jeseś, dobry - usłyszałem kiedy, w końcu zacząłem opowiadać o pochodzeniu i znaczeniu imion znajdujących się w izbie osób. Może kiedyś, zadeklaruję się jako Katolik i złożę podanie o paszport Watykanu.


Suszenie ziaren zajmuje łącznie dwa tygodnie. 

Po rozłożeniu na podłodzę plecionych mat do spania i mojego cieplutkiego śpiwora, wyłączyłem lampę. Nie. Przepraszam. Jak włączyć? Chcesz żeby było ciemno? Nie mogę spać inaczej. Stefan zapalił lampu plitu wielkości świeczki. My tutaj przy świetle śpimy. Duchy lasu. 
  
KTO RANO WSTAJE....
 
Wstawaj, już rano. Która godzina? Rano. Serce przepompowało przez mózg więcej krwi - no tak..... rano..... jesteśmy w Indonezji. Muszę się kiedyś wreszcie oduczyć używania godzin do podziału dnia. Za dużo rozbijania się na nieistotne szczegóły. Kuchnia. Mama Stefana z sympatycznym, ale czerwonym od żucia betla uśmiechem paliła właśnie świeże ziarna kawy. Kąpiel? Bardzo chętnie. Chcesz w łaziencę czy w rzecę? Daleko do rzeki? Tutaj za tamtym domem. Wybrałem rzekę. Nie chciałem robić problemu rodzinie Hansa. W końcu, ktoś musi do łazienki tą wodę przynieść.


Stare porzekadło,  powtarzane z dziada, pradziada brzmi: "Kto wcześnie wstaje, temu żona (kawy) daje". Prawda to czy nie prawda, widoki z rana bywają ciekawe. 

Napijemy się i idziemy - tak? Mogę? Pyszne - chrupiące. Dobra - nie jemy. Ubijamy i pijemy! Rozdrobnienie - bambusowymi palami w kamiennym moździerzu. Tym samym, w którym, ziarna, oczyszcza się ze skórek i miazgi. Sitko - filtracja. Nierozdrobione ziarenka trafiły spowrotem do moździerza. Gotowe. Proszek do dzbanka, gorąca woda.

Aromat. Spodobał mi się. Jednocześnie pomyślałem jakby smakowała gdyby można go tak..... skondensować - np. przy pomocy ekspresu, mokki albo jakiejś prasy. Indonezyjczycy robią bardzo dobrej jakości kawę, ale metody konsumpcji mają bardzo mało wyrafinowane. Może właśnie stąd jakość produkcji? Skoro nie da się aromatu wyciągnąć w sposób mechaniczny, trzeba tak dobrać, wysuszyć, zmielić i uprażyć ziarna żeby nawet po zalaniu wrzątkiem kawa smakowała. Przepraszam, nie mamy cukru - powiedziała mama Hansa. Poddenerwowany Stefan zaczął ciągnąć temat. Przepraszam za wszystko, mamy bardzo proste warunki. Jesteśmy biednymi ludźmi. Nie mamy jak Cię tutaj ugościć. Tu nie jest tak jak w Twoim kraju. Na prawdę jest nam bardzo przykro. Słuchajcie. Jedzenie jest idealne. Na głowę nie pada. Jest ciepło i..... kawa jest doskonała. Na co mam niby narzekać? Dumny ze swojej plantacji Stefan, skończył narzekać. 

DROGA KAWY

Trzymaj. Parang? Parang - przyda Ci się. Z dumą, przywiązałem bambusową pochwę do pasa. W Indonezji, parang jest nie tylko narzędziem, ale przekazywaną z pokolenia na pokolenie pamiątką rodzinną. Maczeta na plantacji kawy? Gdzie my idziemy? Na plantację. Przypomniały mi się obawy Stefana dlaczego nieznajomość języka miałaby mi niby przeszkodzić w oglądaniu kawowców. Kawałek za domkami - dolina. Idziemy tam. Stefan pokazał palcem na zbocze przeciwległej góry. Nie mogłem do końca uwierzyć. Stroma droga przez gęsty las. Wąskie, gliniane miedze pól ryżowych. Cholera! stopa zsunęła mi się do ryżowego basenu. Boli? Piecze. Ale nie wiem dlaczego. Spójrz na nogę. Pijawka. Wykręciłem. Popatrzyłem na bose stopy Stefana. Zdjąłem buty i przywiązałem kawałkiem znalezionej wcześniej liany do torby. Przeszliśmy dalej aż do.... ściany. Gęste paprocie. Którędy teraz? No prosto. Nie da się. Chcesz to pójdę przodem. Na prawie pionowym zboczu, po którym dało się wchodzić tylko dzięki miękkiemu, ale śliskiemu podłożu, spotkaliśmy Mattiasa - ojca Stefana. Dzień dobry - powiedział z uśmiechem 95-letni, zgarbiony staruszek, ścinając parangiem liście drzewa goździkowego. Da się - pomyślałem. On ma 95 lat a ja 20 z hakiem. z drugiej strony, zabawne co robi siła przyzwyczajenia. Ja ważyłem swój każdy krok a mimo to, wpadłem w pole ryżowe. Mattias, jakby nigdy nic szedł sobie przed siebie. Równie dobrze mógł mieć zamknięte oczy.


Rolnictwo czy zbieractwo?

A może oni mają inaczej zbudowane stopy? Może jak gekony? Plantacja kawowców. Schowana w dżungli. Ciężko w takim miejscu powiedzieć gdzie leży granica pomiędzy jednym polem uprawnym a drugim. Uuuuu - niedojrzałe. Pielenie chwastów. Zobacz - to tylko jeden dzień. Jeden dzień i już do kostek! Przeszliśmy dalej. Jest. Zbiory do plecionego koszyczka. Mało dzisiaj będzie. Ale.... to Kopi Luwak też macie? Są cywety. Czasem uda nam się znaleźć jakieś kupki. Ale nie żeby codziennie. Jakbyśmy się tylko na tym skupiali to w ogóle byśmy kawy nie mieli. Ale lepiej płacą za Luwaka. A ile Wam za zwykłą kawę płacą? Dolara za kilogram. Jagód? Nie - zielonej kawy, gotowej do prażenia. Ale przecież na dół trzeba znieść jagody. A później przetworzyć. Czyli, praktycznie za każde dwa zebrane kilogramy dostajecie dolara? Tak. 

Na pierwsze owoce kawowca, trzeba czekać od 3 do 5 lat.  Doglądanie plantacji, zbiory i transport to praca żmudna i niebezpieczna. Przygotowanie jest już lżejsze, ale czasochłonne - czyszczenie, suszenie, ubijanie, kolejne suszenie, kolejne ubijanie, filtracja. Dopiero, po tych etapach, zielona kawa trafia albo do fabryki, albo odpowiednio - na patelnie, do moździerza, przez sitko do słoika i, łyżeczką, do dzbanka/filiżanki. 


Od kawowca do filiżanki - kawa to nie tylko zwykła, "mała czarna". 

Dzień manggarajskich farmerów  i ich rodzin kręci się wokół kawy. Kawa na śniadanie, na obiad, jako ożeźwienie w ciągu dnia, na kolację. Dla pobudzenia i ukojenia. Dla smaku, dla pracy i zabawy. Tutaj każde dziecko wie czym różni się Arabica od Robusty, kiedy przerwać suszenie, oraz.... czyja mama robi najlepszą mieszankę, a czyja najlepiej praży. Kawę piją wszyscy - dzieci, młodzież i dorośli. Mocną, czarną, bez cukru.
Ryż daje nam jedzenie. Kawa pieniądze. Dzięki temu możemy kupić ubrania, buty, papierosy. Gdyby nie kawa, musielibyśmy to wszystko robić sami. Tak, choć żyjemy prosto - stać nas na wszystko. 


W kawę można też grać. 

 NAJDROŻSZA KAWA ŚWIATA.


Kopi to w Bahasa Indonesia kawa. Luwak to symatycznie wyglądający gryzoń, zwany po polsku cywetą.


Do niedawna, wydawało mi się, że nikt nie zna się lepiej na kawie niż ja. Dopiero szwędając się po jednej z sumatrańskich wiosek, na linii równika, usłyszałem:  "Cywet nikt nie przebije". Spróbowałem. Wyraźny, specyficzny, rozwijający się, lekko czekoladowy aromat. Te gryzonie, nie tylko potrafią wybrać najlepsze i najsłodsze owoce kawy, ale jeszcze dokładnie je oczyścić..... a właściwie to przeczyścić. Enzymy znajdujące się w układzie pokarmowym cywety, rozpuszczają zewnętrzną skórkę i miazgę owocu, nadając ziarnu wyjątkowy aromat. Po wydaleniu, kupki są zbierane. Jest to praca jeszcze żmudniejsza niż zbieranie pojedynczych jagód z krzaków. O ile, w Wietnamie - największym producencie Kopi Luwak, cywety się hoduje, o tyle w Indonezji, te małe futrzaki pląsają sobie wesoło po dżungli podjadając to z tego krzaczka, to z tamtego. Oczywiście, jak to zwierzątka, nie mają w zwyczaju załatwiać swoich potrzeb w toalecie. Do znalezienia kawowych odchodów luwaków, potrzebny jest sokoli wzrok i dużo szczęścia. Dlatego: 

- Rocznie, na świecie produkuje się jedynie ok. 300-400 kilogramów Kopi Luwak. 
- Cena jednego kilograma może osiągnąć nawet ponad 7.000 dolarów. 
- Filiżanka tej kawy może kosztować nawet 65 dolarów. 
- Kopi Luwak potwierdza regułę "przez żołądek do serca" 

NIESPODZIANKA

 
Zdradzę malutki sekret znany już pewnie osobom przeglądającym moje wpisy na facebooku. Zatrzymałem się na jakiś czas w Maumere, na wyspie Flores. Szczegóły już w krótcę. Mam dostęp do oryginalnej, indonezyjskiej Kopi Luwak.

Ze względu na małą skalę produkcji, dostęp jest nieco ograniczony. Jeśli chcecie poznać smak i aromat najbardziej luksusowej kawy świata zapraszam do licytacji. Kto pierwszy ten lepszy: 

Oprócz tego, zapraszam do siebie. Morze dookoła, ciepły i łagodny klimat, mili ludzie i zakwaterowanie Indonesian Style. Pakując plecak, nie zapomnijcie o kremie z filtrem, piłce plażowej i.... ekspresie do kawy dla mnie; albo chociaż moccę lub filterku ;-). 


Cywety lepiej ode mnie? Zobaczymy wkrótce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz