poniedziałek, 19 lutego 2018

Stempel na gębę, czyli drugie przedłużenie wizy indonezyjskiej

Stempel na gębę, czyli drugie przedłużenie wizy indonezyjskiej


Po pojawieniu się na wyspie Flores, w ciągu kilku dni, przyszło mi odwiedzić kilkanaście prywatnych domów. W każdym z nich, drzwi były otwarte. Każdy z właścicieli, po przedstawieniu rodziny i pogaduchach, zaoferował tyle noclegów z wyżywieniem i pełną opieką, ile dusza zapragnie. "Ile czasu będziesz w Indonezji?" "Zależy, na ile pozwoli mi imigracja. Gościnność w Indonezji wygląda tak, że Indonezyjczykom jakby zależało na tym żebyśmy właśnie do ich domu wpadli chociaż na chwilę, natomiast urzędnikom imigracyjnym na tym byśmy jak najszybciej wynieśli się - nie tylko z domów naszych gospodarzy, ale z ich kraju. 

Wiedząc, że do przedłużenia wizy Social Budaya potrzebna jest dokumentacja i Indonezyjczyk przyjmujący rolę sponsora, pracę domową odrobiłem tydzień przed wizytą w urzędzie imigracyjnym. O poświadczenie, że do Indonezji nie przyjechałem w żadnych sprośnych ani brzydkich celach, poprosiłem Andreasa. Przygotowałem: 
- ksero paszportu
- ksero wizy
- ksero pieczątki wjazdowej
- ksero pieczątki z przedłużeniem pobytu
- ksero dowodu osobistego (KTP) Andreasa
- podanie o przedłużenie wizy z danymi sponsora (Kliknij by pobrać wzór)


Gościnność Indonezyjczyków wyraźnie kontrastuje z niechęcią urzędników imigracji wobec przyjezdnych. 

Nie napisałem tylko listu polecającego (Kliknij by pobrać wzór). Powód? Nie miałem wzoru listu. Wystarczyło, żeby w oddalonym o 3 dni drogi Maumere urzędnicy zaczęli kręcić nosem bardziej niż żująca trawę krowa mordą. 

Urząd Imigracyjny, Maumere - wizyta pierwsza. 
Do Urzędu stawiłem się wraz ze znajomą - Noną, którą z racji zaawansowanego wieku - 34 lat, nazywałem z Włoska "Nonną". W środku pustki. Wiatrak wyznaczał monotonny rytm pracujących w "pocie czoła" urzędników. Eeeee - gładko pójdzie. Nie ma takiego przesiewu jak na Bali, pomyślałem. Młody urzędnik podał mi niebieską teczkę i poprosił o dokumenty. A może nie będzie potrzeba sponsora, pomyślałem. A sponsor? Proszę.Dostałem dwa dodatkowe formularze do uzupełnienia na miejscu. Niektóre pytania były wręcz komiczne - po co urzędnikom imigracji znać numer telefonu do mojego pracodawcy za granicą? A jeśli nie mam pracy za granicą? Nie mogę sobie podróżować po Indonezji jako np. bezrobotny? Wpisałem dane ostatniego miejsca, w którym pracowałem na umowę o pracę. Powrót do kasy. Ksero KTP ma być podpisane. OK - przeze mnie czy przez sponsora? Ty możesz podpisać. Popatrzyłem na funkcjonariusza. Wyglądał jakby od niedawna tam pracował. W Indonezji, urzędnicy mogą sobie powiedzieć co chcą, ale  i tak, to petent jest odpowiedzialny za błędy w dokumentacji. Na pewno? Zapytałem. Chwilka, zapytam szefa. Nie, jednak sponsor musi podpisać. Skopiowałem z podania o przedłużenie wizy podpis Andreasa na ksero jego KTP. Nie - nie wolno tak. Sponsor ma się podpisać. Ale sponsor jest jakieś 300 kilometrów stąd. To jedź tam. Pojadę i wrócę - razem 4-6 dni mi zajmie. Taki kawał drogi po sam podpis? Takie są zasady. Ale papier wszystko przyjmie. Fałszywego podpisu nie przyjmie. To co teraz? Funkcjonariusz pokazał palcem na Nonnę. Może ona będzie Twoim sponsorem? Nonna?  Poprosiłem. Dobra. Pojechaliśmy przepisać wszystkie dokumenty na nowo i zrobić ksero.

Urząd imigracyjny, Maumere - wizyta druga.
Proszę. Wszystko. OK, dziękuję. Chwilka. Dlaczego nie ma listu polecającego? Nie dostaliśmy wzoru. A to nie wiecie? Wiemy, ale nam nie powiedzieliście. Musicie przynieść list polecający. Mogę prosić o wzór? Proszę. 
Kolejny raz pojechaliśmy do kafejki odreagować nerwy klepiąc sobie nową dokumentację w klawiaturę. Druk. Powrót do urzędu. 

Urząd imigracyjny, Maumere - wizyta trzecia.
Wszystko w porządku. Paszport będzie gotowy za dwa tygodnie. Ile????? Dwa tygodnie. A nie da się wcześniej załatwić? Da się, ale... napiwków dawać mi się nie widziało. Korupcja - zrozumiałbym jakbym chcał sobie nadać kontener z kokainą, ale nie uznaję łapówek jako premia za usługę, która powinna być wykonywana bez łaski. Dla pewności, poprosiłem młodego urzędnika by skonsultował z przełożonym czy aby na pwno niczego nie przeoczyliśmy. Wszystko ok. Możecie iść. A na tych formularzach? Powinny być dane Nonny czy mogą zostać dane Andreasa? Urzędnik, bez słowa, podał mi korektor żeby nie marnować kolejnych arkuszy papieru. Dołączyłem do teczki paszport. Płacisz teraz czy przy odbiorze? Zapłacę teraz. 250.000 rupii za przedłużenie, 10.000 za znaczek urzędowy za 5.000 rupii oraz 10.000 za teczkę. Drożej niż na Bali, ale grunt, że dokumenty zostały wreszcie przyjęte. Urzędnik wymienił się z Nonną numerami telefonów. Jeśli będzie coś dodatkowego potrzeba, damy Wam znać. Dostanę jakieś pokwitowanie na paszport albo wpłatę? Nie trzeba. My się tutaj wszyscy znamy. Ale jakby policja ode mnie dokumenty chciała? Pokażesz im ksero i powiesz, że paszport jest u nas. Tak na gębę? Na gębę. 
Cóż - jak władza każe, tak trzeba. Kiedyś w Polsce, policjant poprosił mnie o przestawienie
samochodu. Nie miałem jeszcze prawa jazdy, ale skoro prosił to zrobiłem. 

Urząd imigracyjny, Maumere - wizyta czwarta. 
Po dwóch dniach, sms do Nonny od urzędników. Musicie nam donieść nowy list polecający. Pokaż mi te listy, powiedział inny znajomy. Trzymaj. Co wyście tutaj napisali? Podanie o paszport? No ja tylko ze wzoru pisałem. To jest podanie o paszport. Nonna, dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Bo myślałam, że wiesz co piszesz. Ale to po indonezyjsku jest! i się pod tym podpisałaś. Donieśliśmy poprawiony list polecający. Dla pewności, wydrukowaliśmy dwie kopie - jedną z datą złożenia reszty dokumentów; drugą z datą wydrukowania nowego listu. Papiery przyjęte. Dwa tygodnie. Kolejna prośba o przyspieszenie. Zobacz - raz, dwa, trzy..... urzędnik pokazał palcem na 8 teczek. Zobacz jak dużo robot mamy. Bardzo - postawienie 8 pieczątek. Wychodzi ponad jeden dzień na wbicie jednej pieczątki. Nie odpowiedziałem. Nie miałem słów. 

Urząd imigracyjny, wizyta bez wizyty. 
Telefon od Nonny. Michał, mógłbyś do mnie przyjść? Musimy gdzieś jechać. Jestem poza miastem. Wracam za kilka godzin. Wróciłem wieczorem. Przyszedłem do Nonny na kawę. Zobacz - mam dla Ciebie niespodziankę. Nonna trzymała w ręku mój paszport. Nic tam, że
odebrany bez pokwitowania i nie osobiście przeze mnie. Ważne, że był. W środku dwa wielkie stemple i drukowana odpowiedź na podanie. Pobyt w Indonezji ważny do 14 października 2012. 
Tym razem, wiedziałem jakie dokumenty przygotować. Poszło znacznie łatwiej niż na Bali - tyle, że dłużej. Dostarczanie dokumentacji, mimo że rozłożone na kilka wizyt, zajęło tylko jedno przedpołudnie. Doniesienie brakującego papieru było jedynie formalnością a obsługa, choć bardzo rozstrzepana, była niesamowicie miła i pomocna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz