niedziela, 21 stycznia 2018

Dzień z (autostopowej) wędrówki po KKH

Dzień z (autostopowej) wędrówki po KKH

Łapanie stopa na KKH (szczególnie pomiędzy jeziorem Hunza a Sost) jest dosyć trudne. W momencie, gdy robiłem tę trasę, kierowcy ciężarówek cieszyli się urlopami związanymi ze świętem Eid. Można liczyć tylko na prywatne samochody, ew. policyjne jeepy, które przejeżdżają tutaj rzadziej niż pociąg do Łodzi co nie chodzi :-). Dlatego, więcej się nachodziłem niż najechałem.

Samotność, długie spacery, rozrzedzone powietrze, zmienne temperatury i palące za dnia słońce sprawiły, że lekko mi główkę przygrzało i przez mózg płynął mi gwałtowny strumień myśli. Postanowiłem zapamiętać niektóre. Poniższy tekst to czysty ekstrakt skopiowany z mojej głowy więc czasem (przeważnie) nie da się go czytać.


Cholera już rano
Jeszcze trochę
Albo nie.
Nic mnie nie pogryzło. 
Ciekawe czy mogę tu zrobić kawę.
O, fajnie.
Mmmmm pycha.
Porca....
Trzeba się zacząć zbierać.
Spacer.
Kawa.
Ale fajnie grzeje.
Jeszcze jedna.
Super jest ten koleś.
No to mnie zmartwił.
Trzeba wytrzepać. Dobra żadnych pluskiew.
Torba, plecak. No to vamos.
Nie ma miejsca.
Ale cieplutko.
Nic nie jedzie.
Pójdę drogą, najwyżej się gdzieś rozbiję na noc.
O ciekawe kto to.
Super. To idę tam.
Niedźwiedź?
Prąd leci tamtędy.
Będę szybciej niż prąd.
Ciekawe kiedy uda mi się coś złapać.
Nic nie jedzie.
OK. woda.
Za gorąco. Ale dobrze.
Mogłem kupić więcej wody.
Przerwa.
Mógłbym tutaj zostać dłużej.
Ciekawe która godzina.
Albo nie włączam. Słońce jeszcze świeci.
W Sost będę jutro.
Ale laska.
Albo pojutrze.
Kurde, nic nie jedzie.
Usiądę tam.
Albo nie.
Kamyczek.
Porysuję sobie.
Idymy dalej.
Za zakrętem.
Gdzie są znaki?
Halo, jest tu kto?
Pusto.
Kto ukradł dach?
Ciekawe gdzie jest lodówka.
Fajka.
Dobrze, że mam fajki.
Woda się kończy.
Jestem cztery godziny od najbliższej wsi, od trzech godzin nic nie jechało, za chwilę mi się skończy woda a jedzenia mam do wieczora.
Najwyżej pospijam wodę z drzew.
Kurdę za gorąco.
Nigdzie dalej nie idę.
Powinienem się ruszyć.
Jakieś 3.500 metrów.
Nie dobrze, zaczynam się odwadniać.
Fajnie tu jest.
Podoba mi się.
Te widoki rekompensują wszystko.
Nigdzie nie idę.
Wypadałoby się ruszyć.
Jeszcze troszeczkę.
Postrzelałbym z kałasza.
Ale nudy.
Muzyka.
Bateria.
Pośpiewam sobie.
Nie pamiętam dalej.
Jak wrócę, zgłoszę się do Idola.
Wiem. Zrobię znak drogowy.
Marker.
W drogę.
O, znak drogowy.
Może się zatrzyma.
200 rupii? Tyle mi zostało do końca dnia.
Kurdę, mogłem z nimi jechać.
Ciekawe ile można przeżyć bez wody.
Czemu nie wybudowali tej drogi prosto?
Ale ładne lodowce.
Zagadam do niej.
Tfu, to chyba benzyna.
Jak ona to może pić?
Pojeździłbym sobie na nartach.
Narty.
Skąd mam wziąć narty?
Merda.
uno, due, tre, quattro...... co ja liczę?
Maliny?
Bleee, gorzkie.
Co by tu porobić.
Muszę zrobić zdjęcie.
Huśtawka?
Poskaczę sobie.
Anioł? Dżin?
O zatrzymał się.
Może do Sost mnie dowiozą.
Ciekawe czy mnie zabiorą.
Zapytam później.
No to transport do Chin zorganizowany.
Szkoda, źe nie znam niemieckiego.
Chodzący przewodnik.
Może mają czas wieczorem.
Jak? Jak smakuje jak?
Ale super.
Kolacja.
Tylko żeby nie zaspać jutro.  
Tu jest chyba zbyt drogo.
Tu też.
5 dolarów?
Spróbuję do 1.
Yes, yes.
Ciekawe czy są pluskwy.
O, łazienka.
Jest.
Kawa.
Wypiję do połowy.
Lodowcowa powinna być czysta.
Taaaa i jeszcze parę ścieków z wyższych wiosek.
W sumie. Wioski są w dolinach.
Dolina dolinie nie równa.
Na zdrowie.
Już wiem co napiszę.
Strumień świadomości.....
Jakby to ugryźć.
Idę.
Woda.
Drogo.
Soczek?
Proszek.
Zaraz, gdzie ja mam kasę.
Jest.
Komputer.
Stolik.
O jest prąd.
Nie chcę mi się.
Zapalimy.
Ale szybko piszę.
Jestem z siebie dumny.
Nie no, bzdury mi wyszły.
Tego się nie da czytać.
Co by tu zmienić.
Dobra, wrzucę na stronę.
Ile kilometrów do następnej kafejki?
Później się pomartwię.
Idę na miasto.

I tak wyglądało jedno przedpołudnie od strony mojego toku myślowego. No, może nie do końca przedpołudnie bo trwało od ok. 7 rano do 4 po południu, czyli 9 godzin drogi z Passu do Sost (40 km.), z czego 7 godzin to spacer, a dwie godziny jazda z dwoma panami z Austrii, którzy wynajęli busa. To było drugie auto, które akurat w tym czasie przejeżdżało.

Droga.


Pol godziny później........


Jeszcze później.......



Kończy mi się woda. O, jakie ładne widoki :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz