niedziela, 21 stycznia 2018

Iran - Zatoka Perska (sauna)

Iran - Zatoka Perska (sauna)

Ostatnie kilka dni postanowiłem spędzić sobie nad morzem. Dokładniej, nad Zatoką Perską..... Arabską...... w każdym razie, nad Zatoką - jakkolwiek by ją nazywano :-).
  
Jeszcze w Shiraz, poznałem dwie dziewczyny z Polski, które jechały do Busher - 400km autokarem żeby wrócić tego samego dnia unikając tym samym upału. Nie mając w głowie szczególnego planu jak ugryźć Zatokę, poszedłem w ich ślady - tyle, że dzień później i autostopem :-). Wszystko było ok do momentu, gdy jeden z kierowców wywiózł mnie w miejsce, które przypominało środek niczego, i w którym 2 rosłych panów na motocyklach z zasłoniętymi bandanami twarzami podjechało do mnie i zmierzyło mnie wzrokiem. Skończyło się na tym, że się tylko przedstawili, ale spojrzenia mieli jakieś koślawe :-). Najwidoczniej, doszło do nich, że nic ze mnie nie zedrą :-). Na szczęście po chwili rozmowy w ich śladowym angielskim przeplatanym moim śladowym Farsi, pojechali sobie i po kilku minutach spacerku wzdłuż drogi, zatrzymała się bardzo sympatyczna pani w Peugocie.

 Dalej, wysiadłem w lesie - a właściwie, po bliższym spojrzeniu, po środku plantacji..... daktyli. Tutaj, po wyjściu z klimatyzowanego samochodu, poczułem mocne uderzenie przytłaczającego wręcz gorąca - fajnie, pomyślałem - przez najbliższe dni wygrzeję sobie pośladki.

Swoją drogą, daktyl to bardzo przydatny owoc, głównie przez zawartość znacznych ilości węglowodanów. Dostarcza dużo energii (co pozwoliło mi zmienić batoniki na zdrowsze owoce), nie trzeba go konserwować bo przechodzi proces autokandyzacji i..... można z niego pędzić gorzałkę, z czym nikt w tym rejonie się specjalnie nie ukrywa.


Palmy daktylowe - slodycze czy gorzalka?

Z miejsca plantacji, udało mi się załapać na transport do samego Busher - gdy tylko wjechaliśmy do portu przeszło mi przez głowę pytanie - czy tutaj padało? Kiedy wysiadłem, uderzyła mnie kolejna fala gorąca, zaparowały mi okulary a ubrania w ciągu kilku minut zrobiły się wilgotne. Zrozumiałem, że jestem w saunie.

Kilka kolejnych dni, których  nawet nie liczyłem spędziłem u Danesha - a właściwie u Danesha i jego kolegów. Danesh prowadzi bowiem specyficznie otwarty dom - ma wielu znajomych, którzy gdy tylko poczują się senni po zejściu z nocnej imprezy, mogą u niego zostać na noc. W ten sposób, nigdy nie wiadomo z kim tak na prawdę mieszka Danesh. On sam nie może się zresztą w tym połapać.

Podczas tych kilku dni poznawałem obyczaje ludzi z Zatoki - oni dziwili się mojemu zegarkowi biologicznemu, ja ich. Otóż, wyjście poza dom w dzień jest czymś nienormalnym. Normalne jest pójście do klimatyzowanego biura - oczywiście nie przed 11 rano, przesiedzenie tam do przerwy popołudniowej spędzonej w klimatyzowanym domu na drzemce, powrót, przeczekanie do wieczora, powrót do domu, drzemka i dopiero gdy zapadnie zmrok, wyjście na ulicę. Kąpiel w błękitnych wodach Zatoki w ciągu dnia w środku lata? ZAPOMNIJ - jak nie zgon od udaru cieplnego to poparzenia słoneczne gwarantowane. Tutaj, pływać i oglądać laski w hidżabach chodzi się nocą.

Dlatego też w Busher, nie zaznałem dużo słońca bo po drugiej nocy spędzonej z Daneshem i spółką "na mieście" i na plaży, przyłapałem się na tym, że przespałem pół dnia. No cóż, przynajmniej poparzoną stopę doprowadziłem do względnego porządku i towarzystwo też było w sumie jedno z lepszych, w jakie udało mi się wpaść w Iranie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz